-Wstawać!-krzyknęłam mu do ucha.
Podskoczył. Jego partnerka spadła z niego i siedziała zaskoczona na podłodze.
-Następnym razem jak Ci się zachce jakiejś durnej lasi do zabawy to idź do nocnego klubu,a nie rób z naszego domu burdelu!
Trzasnęłam Fernando po twarzy i wyrzuciłam tą lafiryndę z mieszkania. Byłam wściekła. Kazałam mu się ubrać i wyjść z pomieszczenia. Usiadłam na kanapę i spojrzałam na nią.
-Będę musiała teraz kupić nową!-powiedziałam.
Przyjaciółka usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem.
-Spokojnie, w Barcelonie nie będziemy się do niego przyznawać. Powiemy, że to gosposia
-Gosposia?!-popatrzyłam jak na kosmitę.
-No wiesz,taka męska. W fartuszku i w ogóle
Zaczęłam się opętańczo śmiać. Kocham mojego debila. Porozmawialyśmy jeszcze chwilę i poszłam na górę pakować swoje ubrania i inne rzeczy. Włączyłam swoją ulubioną piosenkę "Boom Sem Parar" i zaczęłam wkładać ciuchy do walizki. Po 2 godzinach skończyłam. Zostało mi tylko zapakowanie laptopa,słuchawek i tableta do torby podręcznej. Musiałam się porządnie wyspać. Położyłam się do łóżka. Jutro czekał mnie bardzo ciężki dzień.
*Środa, półtorej godziny przed odlotem samolotu*
-Wstawaj!-krzyknęła Isabelle wprost do mojego ucha.
Tak się przestraszyłam, że aż spadłam z łóżeczka.
-Pogrzało Cię do reszty?!-wrzasnęłam.
-Chcesz lecieć do Barcelony czy nie? Mamy półtorej godziny, a ty się jeszcze guzdrasz!
Jak poparzona wyskoczyłam z łóżka. Pobiegłam do łazienki. Prędko wzięłam prysznic i ubrałam się. Fernando zaniósł wszystkie walizki do samochodu. Zdążyłam wziąć tylko jednego tosta. Gdy dojechaliśmy na lotnisko, o dziwo nie było ani jednego dziennikarza. Pobiegliśmy do miejsca odpraw. Pokazaliśmy bilety i mogliśmy iść do samolotu. Usiadłam na wygodnym fotelu.
-Witam moją kochaną Katherine-usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Stafano!-pocałowałam go w oba policzki. Uśmiechnął się swoim najlepszym uśmiechem.
Pogadałam z nim na temat tego co będę robić w Barcelonie. Powiedział mi, że mam jutro koncert, a właściwie to dzisiaj jak dolecimy. Kazał się chwilę przespać. Posłusznie zamknęłam oczy.
*Barcelona*
Obudziłam się dopiero jak mieliśmy lądować. Wyszliśmy i skierowaliśmy się do postoju limuzyn.
Limuzyna zawiozła nas na stadion. Szybkim krokiem poszliśmy do środka. Mnie skierowano do garderoby. Po pół godzinie szykowania mogłam wyjść na boisko. Zagrałam świetny koncert, atmosfera była cudowna. Wyszłam ze stadionu. Zauważyłam,że przywieziono tu moje autko, a może dostałam takie samo. Nagle zauważyłam,że jakieś inne auto wjechało na parking i stukło w Audi.
-Jak jeździsz baranie !-krzyknęłam.
Okienko od strony kieorwcy się uchyliło. Gdy zobaczyłam te oczy zmiękły mi kolana. Jak można mieć taki odcień szarości, ja się pytam?!
-Spokojnie maleńka! Nic się nie stało!-zarechotał i odjechał.
I tak o to piękne oczy okazały się należeć do nadętego bufona. Skądś kojarzyłam tego gostka,ale skąd? Już wiem! Toż to Marc Bartra. Widziałam go za kulisami. Szuja do mnie mrugnęła. Muszę się napić. Koniecznie.
Koncert:
Auto:
Jak wam się podoba? :) Mam nadzieję, że bardzo. Jak tam po sylwestrze? Ostatnio zapomniałam Wam złożyć życzeń, więc. Wszystkiego najlepszego w tym nowym roku i oby był tak samo wspaniały jak tamten :) Pa ;*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)
Gosposia? Padłam xD a Marc... no właśnie jak można mieć taki odcień szarości... rozdział megaaa :D czekam na next :3 a o sylwestra nawet nie pytaj xD
OdpowiedzUsuńPojdzie do jakiegoś klubu i spotka Marca :D haha czekam na next :D
OdpowiedzUsuńBoski <3
OdpowiedzUsuń