Uwaga!

Przepraszam za długą nieobecność! Nie obiecuje poprawy ;)

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 10


*Kath*
Wróciłam z komisariatu i poszłam do kuchni. Zastałam tam Izzy, przytuliłam się do niej i zaczęłam płakać.
-Nie płacz, mała! Kto jest winny?
-Nie wiadomo! Śledztwo wciąż trwa
Zjadłam kolację i udałam się do pokoju. Położyłam się na łóżku i rozmyślałam. Pogrzeb jest pojutrze, a ja nie mam żadnych czarnych ubrań. Muszę iść do centrum. Ciekawe kto go zabił i dlaczego? Może komuś zalazł za skórę? Albo miał jakieś problemy z prawem. Zasnęłam dopiero o 3 nad ranem. Obudziłam się o 12 w południe. Poszłam z Isabelle na zakupy. Kupiłam jakąś czarną sukienkę do kolana i szpilki. Dostałam sms'a od nieznanego numeru. "Hej, to ja Marc. Jutro pogrzeb, prawda?" Odpisałam: "Tak, co robisz?" 
-"Myślę, a ty?"
-"Nad czym tak myślisz?"
-"Czy poszłabyś ze mną na spacer? W sobotę o 16?
'Jasne, czemu nie? Ja lecę papa ;*"
Pożegnałam się i poszłam dalej buszować po centrum handlowym. Po drodze zaszłyśmy do naszej ulubionej kawiarni. Wypiłyśmy kawę i wróciłyśmy do domu. Spakowałam rzeczy do walizki, bo pogrzeb jest w Argentynie. Dziwi mnie jak tak szybko przewiozą ciało do kraju, który jest po drugiej stronie oceanu. Dziwne...  Po spakowaniu wzięłam długą kąpiel i włączyłam telewizor. Nie było nic ciekawego, same seriale i głupie filmy. Zasnęłam przy "American Pie" Ugh. Jak ja nienawidzę tego filmu, ale cóż mus to mus. Udałam się na lotnisko zaraz po śniadaniu. Odprawa poszła nad wyraz szybko. Na moje nieszczęście dopadli nas, bo Izzy i Fer jadą ze mną paparazzi i dziennikarze. Wypytywali mnie o Jose.  Odpowiedziałam, że to nie ich sprawa. Wsiadłam do samolotu. Dolecieliśmy około 16. Pojechaliśmy taksówką do hotelu. Wzięłam kluczyk z recepcji i poszłam do swojego pokoju. Gdy doszłam z pokoju obok wybiegło dwóch chłopaków. Jeden niski, drugi wysoki. Ten niższy gonił tego wysokiego, krzycząc  coś o jakiś korkach. Zapowiada się miły wieczór. Moje przeczucia się spełniły. Około 3 w nocy obudziły mnie jakieś krzyki, więc skierowałam się do pokoju obok skąd wydobywały się te dźwięki. Zapukałam i czekałam. Po chwili otworzył mi drzwi jakiś chłopak o ciemnej karnacji.
-Słucham?
-Czy moglibyście być  cicho, bo chcę spać, a tak się drzecie, że nie mogę?
-Jasne, a może dołączysz do nas?
-Nie mogę, ważna uroczystość
-Ślub?
-Nie, pogrzeb!
-A to trzeba wypić za zmarłego! Wchodź do środka i nu nu nu! Nie machaj mi tu rączkami przed twarzą, tak przy okazji Neymar jestem!
-Katherina-odburknęłam.
Nie miałam ochoty na żadną impreze. Niestety ten chłopak jest tak uparty, że masakra. Nalał mi jakiegoś drinka. Wypiłam go i od razu poczułam się lepiej. Piłam razem z piłkarzami FCB. Nie przeszkadzało mi to zbyt bardzo. Do czasu... Wychodziłam właśnie na balkon, gdy wpadłam na Marca.
-O Marcuś, a co ty tutaj robisz?-uwiesiłam mu się na szyi.
-Stoję, nie widać!-odburknął i odepchnął mnie.
Odszedł. Patrzyłam jak wychodzi z pomieszczenie. Co z nim się dzieje? Faceci są dziwni. Jedneo dnia są normalni, pomagają ci, a następnego mają Cię gdzieś. Gbury. Wyszłam i zrobiłam coś czego dawno nie robiłam. Zapaliłam papierosa. Obok mnie stanął Neymar i też zapalił.
-Nie wiedziałem, że palisz. Od kiedy?
-Od 3 lat, z przerwami, a ty?
-Ja od 2 bez przerw-podszedł do mnie.
Ujął pod brodę i pogładził po policzku. Zaczął całować linie mojej szczęki. Nie sprzeciwiałam się. Schodził coraz niżej. Powoli się opamiętywałam. Odepchnęłam go i spoliczkowałam. Wybiegłam z pokoju i wróciłam do siebie. Z myślami o moim postępowaniu zasnęłam. 
*Marc*
Jak ona mogła z tym dupkiem się całować?! Każdy wie jak on traktuje dziewczyny. To ja przy nim jestem aniołkiem. Zabawi się nią i zostawi jak każdą. Wróciłem do pokoju. Usłyszałem kawałek rozmowy Neymara z Messim.
-Wiesz Leo, że ta dziewczyna będzie moja, czy będzie tego chciała czy nie!
-Nie sądzę, że to dobry pomysł!-odpowiedział Lionel.
-Ja też nie-powiedziałem spokojnie.
Obrócił się w moją stronę, gdy ujrzał moje spojrzenie od razu struchlał. Złapałem go za poły kurtki i podniosłem do góry.
-Jeśli ją tkniesz, choć paluszkiem to zapłacisz, rozumiesz to?! Katherina jest nietykalna dla takich skurwieli jak ty!
-Jak ty jesteś aniołek, to ja jestem Matka Teresa!
Uderzyłem go w szczękę. Mojego najlepszego przyjaciela! Zaczęliśmy się bić. Reszta ledwo nas odciągnęła od siebie. Wyszłem stamtąd jak najprędzej.  Postanowiłem pójść do mojego przyjaciela z czasów dziecinstwa.  Joseph zawsze mi pomaga. Razem poszliśmy na impreze, zalałem się  w trupa. Zasnąłem dopiero o 6 rano. 
*Katherina*
Pogrzeb minął szybko. Uroniłam kilka łez, choć udawanych. Nie żałowałam śmierci Jose. Wróciłam do Barcelony. Poszłam od razu do Stefano. Postanowiłam wziąć udział w tej sesji. Ucieszył się.  Sesja jeszcze dzisiaj. Pojechałam do studia. Michał skierował mnie do garderoby. Będę reklamować dżinsy. Ubrałam spodnie i kamizelke. Nie miałam żadnego stanika. Wstydziłam się i to bardzo. Mama Stefano jak zwykle zrobiła mi makijaż. Pocieszyła mnie. Powiedziała, że ten chłopak jest bardzo miły. Po wykonanym makijażu udałam się do miejsca, w którym mają być wykonane zdjęcia. Zobaczyłam łóżko i chłopaka, w którym byłam zakochana. Marc uśmiechnął się. Zaczęliśmy pozować. Fotograf kazał położyć się na łóżko, a Marcowi objąć moje piersi ramieniem. O dziwo nie byłam skrępowana. Czułam się dobrze. Michał porobił jeszcze trochę zdjęć i byliśmy wolni. Jak wychodziłam zaczepił mnie Marc.
-Hej, może przeniesiemy nasz spacer na dzisiaj? Jest taka ładna pogoda
-Jasne, chodźmy-uśmiechnęłam się.
Poszliśmy na spacer po parku. W pewnym momencie Bartra się zatrzymał. Zapatrzył się w jakieś drzewo. Pomachałam mu ręką przed twarzą i nic.
-Mam dość!-nagle krzyknął.
-Czego?
-Udawania, że Cię nie kocham!
Zamurowało mnie. Nie odpowiadałam przez jakiś czas.
-Wiem, że mnie nie kochasz, ale odpowiedź byłaby miła-zaśmiał się cierpko.
-Ja po prostu nie wiem co powiedzieć. Kocham Cię, ale boję się, że znowu zostanę zraniona.
-Obiecuję, że nigdy Cię nie zranię! Jak mógłbym skrzywdzić moją ukochaną, no jak?
Pocałowałam go. Całował czule i tak jakby z obawą? Przysunęłam się bliżej niego i wplotłam ręce w jego włosy. Pogłebiał pocałunek coraz bardziej, nasze języki tańczyły jakiś taniec znany tylko im. Bardzo mi się to podobało.
-Zostaniesz moją dziewczyną?-zapytał, gdy się od siebie oderwaliśmy.
-Tak, tak, tak!
Zaczęliśmy się ścigać po parku. Oczywiście mój chłopak mnie złapał. W końcu kto tu jest piłkarzem? Poszliśmy dalej ścieżką, trzymając się za rękę. W pewnym momencie Marc zauważył jak jakaś mała dziewczynka weszła na jezdnie, bo dochodziliśmy do drogi. Akurat jechał jakiś samochód. Bartra pobiegł i odepchnął dziewczynkę na bok, a sam wpadł na maskę auta. Szybko wezwałam pogotowie. Podbiegłam do Marca. Jego puls był ledwo wyczuwalny. Płakałam. Za jakiś czas przybiegła jakaś kobieta i chciała dziękować, lecz zobaczyła stan mężczyzny. Zaczekała ze mną, aż przyjechała karetka. Pojechałam razem z nim do szpitala. W szpitalu zastała mnie niespodzianka. Zemdlałam.
Sesja (Wyobraźcie sobie Marca i Katherine)


Pogrzeb



Mam nadzieję, że sie podoba i przepraszam, że tak późno :) 

                           4 komy=nowy rozdział :)



4 komentarze:

Dziękuje za każdy pojawiający się komentarz! Dają bardzo dużo motywacji do napisania rozdziału dla Was ♥