Uwaga!

Przepraszam za długą nieobecność! Nie obiecuje poprawy ;)

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 11

Ocknęłam się pośód bieli. Nie wiedziałam gdzie jestem. Zorientowałam się po białych ścianach, że to szpital.  Obok mnie siedziała Izzy. Była w strasznym stanie. Zapłakana i roztrzęsiona.
-Co z Fernando?! O, boże! Co z Marciem?!
-Fernando jest w śpiączce, a Marc już się wybudził
-Ile byłam nieprzytomna?-spytałam.
-Nie cały dzień, a jak się czujesz?
-Znośnie, ale jak to się stało, że Fernando trafił do szpitala?-spytałam.
-Wdał się w bójkę
-Z kim?!-krzyknęłam.
-Nie denerwuj się. Przyjechał wasz ojciec i się pokłócili
-Jak to nasz ojciec? O co?
-Tryb życia Fera mu nie pasował. Po kłótni wyszedł i powiedział, że przyjdzie do Ciebie za tydzień w środę
Byłam zaszokowana wizytą ojca. Przez 8 lat w ogóle się nami nie interesował, a nagle przyjechał. Sumienie go gryzie? Nie, on nie ma sumienia. Wstałam z łóżka i zakręciło mi się w glowie. Położyłam się spowrotem. Is poszła po jakiegoś lekarza. Po chwili wróciła z jakimś młodym chłopakiem w fartuchu.  Nie wyglądał mi na doktora, ale cóż... Tatuaże z nikogo od razu bandyty nie robią, nie? Przywitałam się z nim.
-W zasadzie pani może już iść. Kręcenie było spowodowane długim leżeniem bez ruchu
-Dobrze, dziękuję
Znów spróbowałam wstać i tym razem nic mi się nie kręciło. Spytałam lekarza, czy wie gdzie leży Marc.
-Sala 12, do widzenia
-Do widzenia
Poszłam do mojego chłopaka. Gdy weszłam do środka zamurowało mnie. Nad Marciem pochylała się jakaś brązowowłosa dziewczyna i widocznie chciała go pocałował, lecz on nie chciał i próbował ją odepchnąć, ale nie mógł podnieść rąk do góry. Zrobiłam to za niego. Uderzyłam zdzirę w twarz.
-Nigdy więcej nie dotykaj mojego chłopaka!
 Upadła na ścianę i zsunęła się po niej na ziemię. Wpatrywała się we mnie ze strachem. Jak się wkurzę, ale tak na maksa to jestem przerażająca. Wstała i uciekła z pomieszczenia. Marc patrzył się z dumą jak podchodzę do krzesła i na nim siadam.
-Mam waleczną dziewczynę, nie ma co!-uśmiechnął się.
-Jesteś mój i tylko ja mogę Cię dotknąć!
Pocałowałam go namiętnie. Pogłębił pocałunek. Nasze języki toczyły walkę. 
-Co ci lekarz powiedział?
-Tylko obicia i siniaki, nic wielkiego. Mogę dalej grać
-To dobrze, że nic poważniejszego
Spędziłam z nim godzinę, bo musiałam iść do mojego brata. W sali była tylko Isabelle. Trzymałam Fernando za rękę i szeptałam mu do ucha, żeby się wybudził, bo go potrzebuję. Po 2 godzinach wygoniła mnie pielęgniarka. Wróciłam do domu. W futrynie drzwi znalazłam karteczkę.
''Zginiesz!''-było na niej napisane.
Przerażona wbiegłam do budynku. Kto to mógł napisać?! Boję się, bardzo się boję. Muszę iść na policję. Nie! Ten ktoś może skrzywdzić Izzy, lub Fera.  Położyłam się i próbowałam zasnąć. Nie udawało mi się to, ponieważ co tylko usnęłam to budziły mnie koszmary. Widziałam w nich jak czyjaś ręka wisi mi z nożem przed twarzą. Rano pojechałam do Fera. 
-O, wybudziłeś się! Cześć braciszku!-przytuliłam go.
Zaczął opowiadać o spotkaniu z ojcem. Nie mogłam uwierzyć, jak tato mógł go tak nazwać. Własne dziecko zwyzywać od męskiej prostytutki? Jakim trzeba być człowiekiem, żeby tak do dziecka powiedzieć? Fernando opowiadał mi dalej.
-No i wtedy powiedział mi coś co pewnie tobie też powie i nie będę Ci tego mówił. Niech on to powie!
-Powiedz!
-Powiem tylko jedno. Mama wcale nie zginęła w wypadku samochodowym!
Wyszłam ze szpitala ze łzami w oczach. Ktoś mnie wołał. Szłam dalej. 
-Kath czekaj!-podbiegł  do mnie Marc. 
Wtuliłam się w niego i po prostu płakałam. Nic nie mówił, tylko mną kołysał. Słuchałam bicia jego serca i to pomogło mi się uspokoić. Opowiedziałam mu to co powiedział Fer. Zdziwił się. Zastanowiłam się, czy powiedzieć Marcowi o karteczce. Powiedziałam. Był wściekły. Nie na mnie, tylko na tego kogoś. Zostałam na noc. Nie mogłam usnąć, więc poszłam do kuchni.  Przez przypadek usłyszałam kawałek rozmowy Marca.
-Słuchaj, Eric ona może być w niebezpieczeństwie! Nie będę wykonywał żadnego zlecenia, bo nie zostawie Kath samej w domu!
Jakiego zlecenia? O co chodzi? Zastanawiałam się dopóki nie przyszedł do pokoju. Przytuliłam się i jakoś udało mi się zasnąć. 
Wstałam i pożegnałam się z Marciem. Wróciłam do domu. Na drzwiach była kartka z napisem "Pamiętaj, że mam Cię na oku! Nie schowasz się przede mną" Postanowiłam pójść na policję. Zgłosiłam sprawę i od tego momentu jestem pod stałym nadzorem policji. Gdy wróciłam znowu czekała na mnie niespodzianka. Zamarłam. 
Strój

Mam nadzieję, że się podoba :) Zapraszam do obejrzenia zwiastunu. Zapraszam też na mój blog z one shotami --> Piłkarskie opowieści

                                           4 KOMY=NOWY ROZDZIAŁ :)

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 10


*Kath*
Wróciłam z komisariatu i poszłam do kuchni. Zastałam tam Izzy, przytuliłam się do niej i zaczęłam płakać.
-Nie płacz, mała! Kto jest winny?
-Nie wiadomo! Śledztwo wciąż trwa
Zjadłam kolację i udałam się do pokoju. Położyłam się na łóżku i rozmyślałam. Pogrzeb jest pojutrze, a ja nie mam żadnych czarnych ubrań. Muszę iść do centrum. Ciekawe kto go zabił i dlaczego? Może komuś zalazł za skórę? Albo miał jakieś problemy z prawem. Zasnęłam dopiero o 3 nad ranem. Obudziłam się o 12 w południe. Poszłam z Isabelle na zakupy. Kupiłam jakąś czarną sukienkę do kolana i szpilki. Dostałam sms'a od nieznanego numeru. "Hej, to ja Marc. Jutro pogrzeb, prawda?" Odpisałam: "Tak, co robisz?" 
-"Myślę, a ty?"
-"Nad czym tak myślisz?"
-"Czy poszłabyś ze mną na spacer? W sobotę o 16?
'Jasne, czemu nie? Ja lecę papa ;*"
Pożegnałam się i poszłam dalej buszować po centrum handlowym. Po drodze zaszłyśmy do naszej ulubionej kawiarni. Wypiłyśmy kawę i wróciłyśmy do domu. Spakowałam rzeczy do walizki, bo pogrzeb jest w Argentynie. Dziwi mnie jak tak szybko przewiozą ciało do kraju, który jest po drugiej stronie oceanu. Dziwne...  Po spakowaniu wzięłam długą kąpiel i włączyłam telewizor. Nie było nic ciekawego, same seriale i głupie filmy. Zasnęłam przy "American Pie" Ugh. Jak ja nienawidzę tego filmu, ale cóż mus to mus. Udałam się na lotnisko zaraz po śniadaniu. Odprawa poszła nad wyraz szybko. Na moje nieszczęście dopadli nas, bo Izzy i Fer jadą ze mną paparazzi i dziennikarze. Wypytywali mnie o Jose.  Odpowiedziałam, że to nie ich sprawa. Wsiadłam do samolotu. Dolecieliśmy około 16. Pojechaliśmy taksówką do hotelu. Wzięłam kluczyk z recepcji i poszłam do swojego pokoju. Gdy doszłam z pokoju obok wybiegło dwóch chłopaków. Jeden niski, drugi wysoki. Ten niższy gonił tego wysokiego, krzycząc  coś o jakiś korkach. Zapowiada się miły wieczór. Moje przeczucia się spełniły. Około 3 w nocy obudziły mnie jakieś krzyki, więc skierowałam się do pokoju obok skąd wydobywały się te dźwięki. Zapukałam i czekałam. Po chwili otworzył mi drzwi jakiś chłopak o ciemnej karnacji.
-Słucham?
-Czy moglibyście być  cicho, bo chcę spać, a tak się drzecie, że nie mogę?
-Jasne, a może dołączysz do nas?
-Nie mogę, ważna uroczystość
-Ślub?
-Nie, pogrzeb!
-A to trzeba wypić za zmarłego! Wchodź do środka i nu nu nu! Nie machaj mi tu rączkami przed twarzą, tak przy okazji Neymar jestem!
-Katherina-odburknęłam.
Nie miałam ochoty na żadną impreze. Niestety ten chłopak jest tak uparty, że masakra. Nalał mi jakiegoś drinka. Wypiłam go i od razu poczułam się lepiej. Piłam razem z piłkarzami FCB. Nie przeszkadzało mi to zbyt bardzo. Do czasu... Wychodziłam właśnie na balkon, gdy wpadłam na Marca.
-O Marcuś, a co ty tutaj robisz?-uwiesiłam mu się na szyi.
-Stoję, nie widać!-odburknął i odepchnął mnie.
Odszedł. Patrzyłam jak wychodzi z pomieszczenie. Co z nim się dzieje? Faceci są dziwni. Jedneo dnia są normalni, pomagają ci, a następnego mają Cię gdzieś. Gbury. Wyszłam i zrobiłam coś czego dawno nie robiłam. Zapaliłam papierosa. Obok mnie stanął Neymar i też zapalił.
-Nie wiedziałem, że palisz. Od kiedy?
-Od 3 lat, z przerwami, a ty?
-Ja od 2 bez przerw-podszedł do mnie.
Ujął pod brodę i pogładził po policzku. Zaczął całować linie mojej szczęki. Nie sprzeciwiałam się. Schodził coraz niżej. Powoli się opamiętywałam. Odepchnęłam go i spoliczkowałam. Wybiegłam z pokoju i wróciłam do siebie. Z myślami o moim postępowaniu zasnęłam. 
*Marc*
Jak ona mogła z tym dupkiem się całować?! Każdy wie jak on traktuje dziewczyny. To ja przy nim jestem aniołkiem. Zabawi się nią i zostawi jak każdą. Wróciłem do pokoju. Usłyszałem kawałek rozmowy Neymara z Messim.
-Wiesz Leo, że ta dziewczyna będzie moja, czy będzie tego chciała czy nie!
-Nie sądzę, że to dobry pomysł!-odpowiedział Lionel.
-Ja też nie-powiedziałem spokojnie.
Obrócił się w moją stronę, gdy ujrzał moje spojrzenie od razu struchlał. Złapałem go za poły kurtki i podniosłem do góry.
-Jeśli ją tkniesz, choć paluszkiem to zapłacisz, rozumiesz to?! Katherina jest nietykalna dla takich skurwieli jak ty!
-Jak ty jesteś aniołek, to ja jestem Matka Teresa!
Uderzyłem go w szczękę. Mojego najlepszego przyjaciela! Zaczęliśmy się bić. Reszta ledwo nas odciągnęła od siebie. Wyszłem stamtąd jak najprędzej.  Postanowiłem pójść do mojego przyjaciela z czasów dziecinstwa.  Joseph zawsze mi pomaga. Razem poszliśmy na impreze, zalałem się  w trupa. Zasnąłem dopiero o 6 rano. 
*Katherina*
Pogrzeb minął szybko. Uroniłam kilka łez, choć udawanych. Nie żałowałam śmierci Jose. Wróciłam do Barcelony. Poszłam od razu do Stefano. Postanowiłam wziąć udział w tej sesji. Ucieszył się.  Sesja jeszcze dzisiaj. Pojechałam do studia. Michał skierował mnie do garderoby. Będę reklamować dżinsy. Ubrałam spodnie i kamizelke. Nie miałam żadnego stanika. Wstydziłam się i to bardzo. Mama Stefano jak zwykle zrobiła mi makijaż. Pocieszyła mnie. Powiedziała, że ten chłopak jest bardzo miły. Po wykonanym makijażu udałam się do miejsca, w którym mają być wykonane zdjęcia. Zobaczyłam łóżko i chłopaka, w którym byłam zakochana. Marc uśmiechnął się. Zaczęliśmy pozować. Fotograf kazał położyć się na łóżko, a Marcowi objąć moje piersi ramieniem. O dziwo nie byłam skrępowana. Czułam się dobrze. Michał porobił jeszcze trochę zdjęć i byliśmy wolni. Jak wychodziłam zaczepił mnie Marc.
-Hej, może przeniesiemy nasz spacer na dzisiaj? Jest taka ładna pogoda
-Jasne, chodźmy-uśmiechnęłam się.
Poszliśmy na spacer po parku. W pewnym momencie Bartra się zatrzymał. Zapatrzył się w jakieś drzewo. Pomachałam mu ręką przed twarzą i nic.
-Mam dość!-nagle krzyknął.
-Czego?
-Udawania, że Cię nie kocham!
Zamurowało mnie. Nie odpowiadałam przez jakiś czas.
-Wiem, że mnie nie kochasz, ale odpowiedź byłaby miła-zaśmiał się cierpko.
-Ja po prostu nie wiem co powiedzieć. Kocham Cię, ale boję się, że znowu zostanę zraniona.
-Obiecuję, że nigdy Cię nie zranię! Jak mógłbym skrzywdzić moją ukochaną, no jak?
Pocałowałam go. Całował czule i tak jakby z obawą? Przysunęłam się bliżej niego i wplotłam ręce w jego włosy. Pogłebiał pocałunek coraz bardziej, nasze języki tańczyły jakiś taniec znany tylko im. Bardzo mi się to podobało.
-Zostaniesz moją dziewczyną?-zapytał, gdy się od siebie oderwaliśmy.
-Tak, tak, tak!
Zaczęliśmy się ścigać po parku. Oczywiście mój chłopak mnie złapał. W końcu kto tu jest piłkarzem? Poszliśmy dalej ścieżką, trzymając się za rękę. W pewnym momencie Marc zauważył jak jakaś mała dziewczynka weszła na jezdnie, bo dochodziliśmy do drogi. Akurat jechał jakiś samochód. Bartra pobiegł i odepchnął dziewczynkę na bok, a sam wpadł na maskę auta. Szybko wezwałam pogotowie. Podbiegłam do Marca. Jego puls był ledwo wyczuwalny. Płakałam. Za jakiś czas przybiegła jakaś kobieta i chciała dziękować, lecz zobaczyła stan mężczyzny. Zaczekała ze mną, aż przyjechała karetka. Pojechałam razem z nim do szpitala. W szpitalu zastała mnie niespodzianka. Zemdlałam.
Sesja (Wyobraźcie sobie Marca i Katherine)


Pogrzeb



Mam nadzieję, że sie podoba i przepraszam, że tak późno :) 

                           4 komy=nowy rozdział :)



środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 9

To co usłyszałam sprawiło, że nie wiedziałam co powiedzieć. Nie, to nieprawda! Nie mogłam uwierzyć, że Jose został przez kogoś zabity. Pomimo tego co mi zrobił, nie chciałam, żeby był martwy. Spytałam Isabelle jak to się stało, jak go zamordowano.
-W parku, policja mówiła, że nożem wbitym kilkakrotnie w brzuch i serce. Podobno strasznie go pobito. Pewnie będą was przesłuchiwać, więc powinni za chwilę tu być-powiedziała.
Tak się stało. Po jakichś 10 minutach zadzwonił dzwonek. Otworzyłam drzwi i ujrzałam Marca w towarzystwie Policji. 
-Dzień dobry, pani Katherina Navarro?
-Tak, o co chodzi?
-Pójdzie pani z nami, musimy przeprowadzić przesłuchanie w sprawie morderstwa pana Di Marii
Ubrałam buty i wyszłam z policjantem i Marciem z domu. Wsiadłam do radiowozu. Zapytałam się Marca co tu robi. Odpowiedział, że też będzie przesłuchiwany. Dojechaliśmy na komisariat. Udałam się do pokoju przesłuchań. Bartra poszedł do drugiego. Usiadłam na krześle i czekałam. Po kilku minutach wszedł policjant. 
-Czy wie pani dlaczego pan Jose został zamordowany?
-Nie, naprawdę nie wiem. To prawda, że pokłóciliśmy się, ale nigdy bym nikogo nie zabiła-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Nie posądzam pani o to. A dlaczego pani się pokłóciła z zabitym?
Opowiedziałam panu Micheliniemu, bo tak miał na nazwisko, że nakryłam go na zdradzie i z nim zerwałam. Komisarz zapisał to w zeznaniach i dał mi do podpisu. Powiedział,  że już jestem wolna i mogę iść. Wyszłam z budynku. Wciąż byłam w szoku. Musiałam wszystko sobie przemyśleć. Poszłam do kawiarnii, w której spotkałam się ze Stefano.
-O, hej Katherino! Co u  Ciebie słychać? Muszę Ci powiedziec, że zdjęcia wyszły cudownie. Mam dla Ciebie jeszcze jedną sesje. Tym razem dla Calvina Kleina. 
-Nie mam ochoty na żadną sesję Stefano!
-Zadzwoń, jak się zdecydujesz. Pa-pożegnał się i wyszedł.
Zamówiłam kawę i dalej rozmyślałam nad tym, kto mógł zamordować mojego byłego chłopaka.
*Marc*
Wyszedłem z domu Katheriny wściekły i jednocześnie szczęśliwy. Dlaczego? Dlatego, że Kath była teraz wolna i mogła, oczywiście jak dojdzie do siebie, być ze mną. Zadzwonił mój telefon. Odebrałem.
-Siema-usłyszałem mojego brata-mamy robotę na dzisiaj, przyjedź do opuszczonego domu na obrzeżach miasta. 
-Siema, dobra. Za jakieś pół godziny będę
Wsiadłem do mojego audi i udałem się w strone tego budynku. Po drodze rozmyślałem nad tym, co wymyślił mój brat. Eric był szefem grupy gangsterskiej. Największej w Barcelonie.  Nikt nigdy nie mógł nas złapać. Do dziś pamiętam dzień, w którym wciągnął mnie w ten interes.
~Retrospekcja~
Był ciepły wiosenny dzień, gdy 18 letni Marc Bartra wybrał się na spacer po parku. Był wściekły, ponieważ właśnie zerwała z nim dziewczyna. Nagle usłyszał jakiś krzyk dochodzący z pomiędzy drzew. Pobiegł i ujrzał swoją byłą, klęcząca na ziemi, a nad nią dwóch zbirów. 
-Zostawcie ją!-krzyknął.
Bandyta obrócił się i młody piłkarz przeżył szok. Przed nim stał jego brat. Eric popatrzył z osłupieniem. 
-Marc, co ty do cholery jasnej tutaj robisz?!-spytał.
-To ja się pytam, co ty robisz? Chcesz zabić moją.. byłą?
-Byłą? Gołąbki się rozeszły?
-Zdradziła mnie, suka!-powiedział patrząc jej w oczy.
-To masz-podał mi pistolet-strzel i pozbyj się jej na zawsze, niech nigdy nikogo nie zdradzi!
Nie chciał zabijać Michelle, ale gdy ujrzał w głowie obraz jak zdradzała go z jakimś frajerem to wycelował  w nią, ostatni raz popatrzył jej w oczy i strzelił. Usłyszał jak jej ciało opada nieżywe na ziemie. 
-Bardzo dobrze, a teraz chodź ze mną. Trzeba Cię wtajemniczyć, skoro już wiesz kim jestem
Od tamtej pory był takim samym gangsterem jak Eric. Od tamtej pory dziewczyny były dla niego tylko zabawkami, które wyrzucał jak już się znudził.
~Koniec retrospekcji~
Jednak, gdy ujrzałem Katherine to się zmieniło. Nie spotkałem się z żadną dziewczyną i zerwałem z Melissą. Ledwo się obejrzałem, a już byłem na miejscu. Wysiadłem z auta i wszedłem do środka. Czekał tam Eric, Michel i Julio.  Wyjaśnili mi, że trzeba zabić jakiegoś chłopaka, który wisiał im kasę. Zgodziłem się. Ze mną jechali Julio i mój brat. Powiedzieli, że w parku ma na nas czekać. Dojechaliśmy do parku obok mieszkania Katheriny.  Ten chłopakiem okazał się być Jose. Podszedłem do niego i powiedziałem:
-I co mówiłem?
-Nic mi nie zrobisz, cieniasie! Zresztą nie możesz-zaśmiał się szyderczo.
-Marc, pokaż mu co robimy z tymi co się nam sprzeciwiają
-Może ty mu pokażesz? Ty go gorzej załatwisz
Brat podszedł do niższego chłopaka i uderzył, gdy ten upadł kopnął go w brzuch. Chwycił go za włosy i uderzył w twarz.  Di Maria błagał go o litość, ale mój brat nie wie co to litość.  Eric wyjął z kieszeni nóż i ze słowem: "Żegnaj, pozdrów ode mnie wszystkich na górze" wbił mu kilka razy w brzuch. Na koniec dźgnął Jose w serce. Chłopak umarł od razu. Uciekliśmy z miejsca, bo zaczęły zjeżdzać się gliny. Wróciłem do domu i wykąpałem się. Z myślami o zabójstwie byłego Katheriny wyjąłem z szafki whisky. Gdy piłem drugą szklankę zadzwonił dzwonek. Otworzyłem i zamarłem. Psy...
-Dzień dobry, pan Bartra? 
-Tak
-Pójdzie pan z nami, zostanie pan przesłuchany w sprawie zabójstwa Jose Di Marii, sąsiedzi jego dziewczyny widzieli jak pan wychodzi z domu zaraz po panu Di Marii
-Dobrze, już możemy iść
Przerażony udałem się za policjantem do radiowozu. Po drodze zahaczyliśmy o dom Katheriny.
Strój
Mam nadzieję, że się podoba :) 
                          CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)


niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 8


Obudziłam się w jakimś łóżku, Nie wiedziałam skąd się wzięłam w tym pokoju. Poczułam obok siebie jakieś ciało. Obróciłam głowę w kierunku owego ciała i zamarłam, bo przypomniałam sobie o wydarzeniach, które zdarzyły się wczoraj. Momentalnie po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Szlochaniem obudziłam Marca, zaspany zauważył, że płacze. Przygarnął mnie do siebie, głaskał po plecach. Kto, by powiedział, że w ramionach swojego wroga można się uspokoić i czuć się bezpiecznie. Ja tak właśnie się czułam, nic mi przy nim nie zagrażało... poza złamanym sercem. Tak, pokochałam tego cholernego dupka, ale się nie mogę do tego przyznać, bo bym wtedy jeszcze gorzej cierpiała. Wiedząc, że on mnie nie kocha i nigdy tego nie zrobi rozpłakałam się jeszcze bardziej. Dlaczego to zawsze ja muszę się zakochać w nieodpowiedniej osobie, dlaczego?! 
-Malutka, nie płacz! Ten gnojek Cię więcej nie skrzywdzi!-powiedział pewnym głosem.
-Dlaczego mi pomagasz? 
-Ponieważ Cię-zawahał się.-polubiłem i nie chce, żebyś cierpiała
Przytuliłam się do jego ciepłej klatki piersiowej. Za plecami piłkarza ujrzałam godzinę. Dopiero 3 nad ranem. Mogłam dalej iść spać. Wtuliłam się mocniej w Hiszpana i usnęłam. Dopiero wieczorem obudził mnie Bartra. Ubrałam się, bo byłam w samej koszulce, która na bank nie była moja. Co jak co, ale nie noszę koszulek z biustem jakiejś nagiej baby, aż tak mi jeszcze nie odbiło. Zeszłam na dół, gdzie znalazłam Marca. 
-W kuchni masz jedzenie-wskazał palcem- zjedz i odwiozę Cię do domu
-Ok, dzięki- uśmiechnęłam się do niego serdecznie. 
Udałam się we wskazanym kierunku do kuchni. Zjadłam przygotowany posiłek i poszłam do chłopaka, który czekał  na korytarzu, wyszliśmy z jego domu. Zawiózł mnie pod mój dom. Wysiadłam i chciałam mu dziękować, ale udał się w kierunku budynku. 
-Ej, gdzie idziesz?!- dogoniłam go na moich krótkich nóżkach. 
-Słyszę jakieś dziwne dźwięki z twojego mieszkania
Przestraszyłam się, ale poszłam za nim.  Skierowaliśmy kroki do salonu, gdy ujrzałam odbywającą się tam scenę upadłam na kolana. Jose uprawiał se*s z jakąś laską na mojej kanapie. Marc podszedł do nich, ściągnął Di Marię z niej i uderzył go w twarz. Ja zebrałam się w sobie i wstałam z podłogi. 
-Jak mogłeś?! Mówiłeś, że mnie kochasz, a pieprzysz jakąś zdzirę!
Popatrzył w moje oczy i zaśmiał mi się prosto w nie.
-Czy ty na serio jesteś, aż tak głupia na jaką wyglądasz? Jak mogłaś pomyśleć, że kiedykolwiek pokocham Cię za charakter, kocham twoje pieniądze, a nie Ciebie! Dla mnie jesteś zwykłą  dziwką i nikim więcej! 
Chłopak stojący obok mnie rzucił się na niego. Uderzył go jeszcze raz, gdy ten się próbował zasłaniać. Kopnął go w brzuch, dokładnie to poniżej brzucha. 
-Jeśli pójdziesz na policję i powiesz co zrobiłem, to uwierz, że nie będzie miejsca, gdzie bym Cię nie znalazł! Nie jestem taki grzeczny jak się wydaje!
Argentyńczyk posłusznie skinął głową i na klęczkach wyszedł z domu. Bartra za nim wyrzucił nagą kobietę. 
-Marc, o czym ty mówiłeś? Jak nie taki grzeczny?
-Spoko, tylko go straszyłem-Widziałam, że kłamał, ale nie drążyłam tematu.  
-Przepraszam,ale chcę pobyć trochę sama,mogę?
Gdy wyszedł, poszłam do mojego pokoju, skuliłam się na łóżku i zaczęłam płakać. 
Nie mogłam uwierzyć, że byłam tak głupia i uwierzyłam temu dupkowi. Przez całą noc nie mogłam spać. Budziły mnie koszmary. Około 8 rano do mojego pokoju wbiegła Izzy. Wskoczyła na łóżko i popatrzyła mi w oczy.
-Katherino, przykro mi, ale mam dla Ciebie złą wiadomość
-Co się stało?-zapytałam.
-Jose nie żyje, zamordowano go




Ubiór Kath 


Jak się podoba? :) Zapraszam do zakładki: Pytania... :) Czekam na komy ;)
            
                CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)



czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 7


Muszę przemyśleć wszystko co wydarzyło się w ciągu tych dwóch dni. Już nie wiem co mam robić. Marc ze mną flirtuje, a Jose robi się coraz bardziej zazdrosny i zaborczy. Chce wiedzieć gdzie idę i z kim idę, zaczyna mi się to powoli nie podobać. Usiadłam na łóżku z zamiarem czytania książki. Gdy zaczynałam czytać przeszkodziła mi w tym Izzy. Wbiegła do mojego pokoju jak poparzona. 
-Kath! I need your heeelp! 
-Co drzesz mordę?! Nie widzisz, że czytam?
-Idę na randkę, a nie mam w co się ubrać!-powiedziała z paniką w oczach.
-Zaraz coś poszukam,siadaj
-Misiek,co Ci?-usiadła i spojrzała mi w oczy.
-Szkoda gadać-opowiedziałem jej co mnie trapi.
-Oj,Stara! A może ten Jose zna Marca? I dlatego jest zazdrosny?
-Wątpie... Czy ty mnie nazwałaś STARĄ?!
-Nie denerwuj się staruszku, bo Ci żyłka pęknie
Rzuciłam się na nią z poduszką. Zaczęła się drzeć jak upiór i uciekać. Goniłyśmy się po całym domu młócąc się poduchami. Po jakiejś godzinie się uspokoiłyśmy, posprzątałyśmy pierze z każdego zakamarka domu i wróciłyśmy na górę, bo do randki Isabelle zostały 2 godziny. Kazałam jej wziąć kąpiel, a ja w tym czasie poszukam sukienki i znalazłam. Kremową, lekko przed kolanko. Do tego złota biżuteria, czarne szpile i gotowe. Jak menda wyszła z łazienki to uczesałam ją w koka i zrobiłam makijaż. 
-Kocham Cię, normalnie!-przytuliła mnie mocno.
-W końcu nie musisz stawać na palcach,heh-zaśmiałam się-O, królewicz przybył!
-Może i jestem od Ciebie o głowę niższa, ale tyłek Ci mogę skopać! Dobra to idę, pa!
Pożegnałam się i znowu poszłam na górę. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.  Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam. 
-O, hej! Co ty tu robisz?-przywitałam się z Jose.
-Przyszedłem do mojej dziewczyny, wpuścisz mnie?
Wpuściłam go do środka. Udaliśmy się do salonu. Usiadł i posadził mnie na kolanach. Wtuliłam się w jego ciepłą klatkę piersiową. Było mi wygodnie. W takiej pozycji zasnęłam. Obudziłam się kilka godzin później. Zobaczyłam, że jestem w swoim pokoju, wstałam i zeszłam na dół. Ujrzałam jak Di Maria wypija zawartość mojego barku, znaczy się mojego brata barku. 
-Co ty robisz? I dlaczego wypijasz nie swój alkohol?!
-Zamknij się, nie mam ochoty Cię słuchać-powiedział, a raczej wybełkotał chłopak.
-Wyjdź z mojego domu, jak najprędzej i wróć jak będziesz trzeźwy! Do widzenia
Wstał, podszedł i uderzył mnie z otwartej ręki w twarz. Upadłam na podłogę. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami. Leżałam tam i płakałam.  Jak on mógł to zrobić?! Uszczypnęłam się, żeby się wybudzić z tego koszmaru. Jednak to nie był sen. Jose naprawdę mnie uderzył. Czułam jak tworzy mi się siniak. Wstałam i podeszłam do lustra w przedpokoju. Wyglądałam jak kupka nieszczęścia. Rozmazany makijaż i siniol na pół twarzy. Wyszłam z domu. Szłam chodnikiem przed siebie. Nagle obok mnie pojawiło się auto. Przez okno wychylał się Marc. 
-C zemu spacerujesz sama nocą?! Wiesz ilu zboczeńców kręci się po ulicach? Wsiadaj do auta!
-Nie! Nigdzie z tobą nie idę, a skąd mam wiedzieć, że ty mnie gdzieś nie zaciągniesz?
-Ja bym Cię nigdy nie skrzywdził,wsiadaj!
Uległam jego namowom. Usiadłam w fotelu tak, żeby nie było widać, że mam fioletowy policzek, ale on i tak zauważył. Zatrzymał samochód. Ujął mnie pod brodę i obrócił twarz. 
-Kto ci to zrobił?! Zatłukę jak się dowiem!
-Nikt,upadłam
-Kath, nie okłamuj mnie! Wiem co się stało! To pewnie ten Jose, tak?
-Tak, ale był pijany!
-To nie oznacza tego, że musiał zrobić z Ciebie worek treningowy-krzyknął.
Nie wytrzymałam tego jak na mnie krzyczał. Rozpłakałam się. Bartra przytulił mnie do siebie. Kołysał i przepraszał za swój wybuch. 
*Marc*
Zabije tego gnoja, jak go tylko zobaczę. Ja bym nigdy nie uderzył Katheriny. Może i jestem chamski, ale serca z kamienia nie mam. Kocham ją i nie pozwolę, żeby ktoś jej sprawiał ból. Zawiozłem dziewczynę do własnego domu. Chciałem jechać do tego chłopaka, ale ona prosiła, żebym tego nie robił.  Dla niej się zgodziłem, lecz jak jeszcze raz ją tknie to własnoręcznie go zabije! Położyłem Kath na łóżku, bo zasnęła na kanapie. Rozebrałem się do połowy i wszedłem pod kołdrę obok dziewczyny. Usłyszałem jak przez sen mówi moje imię. Uśmiechnąłem się. Z uśmiechem na ustach odpłynąłem w objęcia Morfeusza.
Sukienka Izzy
                           
Ubranie Kath
 


Przepraszam, że taki krótki :/ Następny będzie dłuższy ;) Podoba się? 

Jeszcze jedno: Zapraszam na bloga z one shotami :) Link jest u góry w lewym rogu :)

I drugie xD Zapraszam do zakładki: Pytania do bohaterów ;)
                        

                                                              CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)
     

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 6

Już od rana miałam przeczucie, że w dzisiejszym dniu wydarzy się coś niespodziewanego. Moja przyjaciółka latała po całym mieszkaniu jak głupia. Śmiałam się z niej razem z moim bratem. Wczoraj mnie przeprosił. Nadal byłam na niego trochę zła, ale już nie skakałam mu do oczu. Poszłam do pokoju przebrać się w jakąś sukienkę, bo było strasznie gorąco. Gdy się przebrałam zeszłam spowrotem na dół.
Usłyszałam głosy dobiegające z salonu. Powędrowałam tam. To co ujrzałam sprawiło, że zaniemówiłam.
-Język Ci ucięło i mówić nie możesz?-powiedział głos, którego nienawidziłam tak bardzo jak mojego budzika, czyli "Zamknij się, albo giń!"
-Tobie chyba mózg wycieli, bo myśleć nie umiesz?-odpowiedziałam z kpiącym uśmieszkiem.
-Ja tam coś przynajmniej mam!
-Z tym twoim orzeszkiem... sorry groszkiem to ty raczej się tak nie wywyższaj
-Słuchaj... Ty mała, wredna..
-Stop! Siadać na dupsku i się nie kłócić, kumacie?
-Tak-powiedzieliśmy razem.
Niestety było wolne miejsce tylko obok tego dupka. Niechętnie usiadłam. Czułam ciepło ręki Marca. Jego brat okazał się całkiem fajnym facetem. Polubiłam go.
Nie mogłam wytrzymać siedzenia obok Bartry. Wstałam i wyszłam z pomieszczenia. Usłyszałam kroki za sobą. Nie odwracałam się. Weszłam do kuchni i nalałam sobie napoju do szklanki. Już miałam się napić, gdy szklanka została wyrwana z mojej ręki, a szarooki idiota z niej pije.
-Mogłeś sobie nalać!
-Z twojej lepiej smakuje skarbie!
-Ja Ci dam skarbie!-podniosłam rękę i miałam go spoliczkować,ale złapał mnie za nadgarstek.
Przyciągnął do siebie. Przylgnęłam całym ciałem do torsu piłkarza, a on tylko się uśmiechnął.
-Podoba Ci się, co?
-Chyba śnisz-zaczęłam się wyrywać.
-Spokojnie! Gdzie masz sypialnie?-poruszał brwiami.
-Dupek!
-Uparciuch!-Syknął złośliwie.
-Głupi egoista!
-Odezwała się!
Kłóciliśmy się tak z dobre 15 minut. Próbowałam się wyrwać, ale bezskutecznie. Marc pociągnął mnie jedną ręką, a drugą wplótł w moje włosy. Jego usta zaczęły niepokojąco zbliżać się do moich. Pocałował mnie. Całował szybko i gwałtownie, ale przyjemnie. Pomyślałam, że nawet lepiej niż Jose. 'Ogarnij się dziewczyno! Nienawidzisz Marca!' Odepchnęłam go. Upadł na ziemię, a ja uciekłam.
*Marc*
Nie wiem dlaczego pocałowałem Katherine. Nic już nie rozumiem. Myślałem, że nienawidzę,a kocham. Jej charakter, wygląd. Wszystko. Pobiegłem za nią. Ujrzałem jak całowała się z jakimś frajerem. Coś we mnie pękło. O, nie! Ja tak tego nie zostawię! Ona jeszcze będzie mnie błagała, żebym został jej chłopakiem. Wróciłem do salonu. Zapytałem się Izzy gdzie jest jakaś sypialnia. Wskazała mi pokój gościnny. Położyłem się rozmyślając jak uprzykrzyć życie tym zakochańcom. Zasnąłem.
Rano obudził mnie krzyk:
-Marc Dupek Bartra! Co ty do cholery jasnej robisz w moim pokoju!!
- Jak? Gdzie? Kiedy?!-powiedziałem zaspanym głosem.
-Nie wymieniaj mi tutaj pytań przysłówka tylko tłumacz się co ty tutaj robisz?!
-No.. bo.. Isabelle wskazała mi ten pokój, jak się jej zapytałem
-Zabiję! Powieszę za jajca, których nie ma! A ty na co czekasz? Na oklaski?! Wypierdzielaj mi stąd, ale to już! W podskokach!
-No już!-zacząłem się zbierać z łóżka.
-W trymiga i Cię nie ma!-zaczęła się zbliżać z podniesioną ręką.
Szybko wybiegłem z pokoju. Zdążyłem ubrać tylko koszulkę. Ludzie pewnie uznają mnie za wariata. Już widzę te nagłówki gazet: 'Marc Bartra biega po ulicy w bokserkach! Zwariował,a może wraca od kochanki?" Będzie trudno rozkochać w sobie tą dziewczynę. Z jej charakterem i moją upartością to prędzej się pozabijamy niż pokochamy. Udałem się do sypialni jak tylko doszedłem do domu. W końcu zostałem wyrwany ze snu o pięknej blondynce z zadziornym charakterkiem. Trzeba go dokończyć. Znowu usnąłem. Tym razem nikt mnie nie zbudził.
                                                                    Sukienka:

Oto rozdział :) I mam jeszcze sprawę:
Uwaga! 
Proszę o nie dyktowanie rozdziałów! Zrobię tak jak będę chciała, a czytelnicy póki co nie mają prawa zmieniać rozdziałów. Nie lubię jak ktoś mówi mi co mam pisać i co robić. Wręcz nienawidzę. Mam nadzieję, że się rozumiemy :) Nie chcę się czepiać, lecz jestem po prostu zdenerwowana ;)  Miłego dnia :* Pa :D


CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)





czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział 5

Rano obudził mnie budzik. Nie chciało mi się wstawać, ale musiałam. Stefano umówił mnie na sesję. Miałam strasznego kaca, głowa nawalała mi jak dzwony w kościele, a ten każe być o 11 w studio. Zaczynałam go powoli nie lubić. Zwlekłam się z łóżka. Zeszłam na dół, do kuchni. Postawiłam wodę na kawę. Za chwilę wszedł mój  brat.
-Siema,siostra!-krzyknął.
-Nie drzyj mordy,bo Ci ją obiję!-warknęłam na niego.
-Chill out Kath, już idę-wyszedł.
Ja mu się wychilluje. Prędzej on będzie latał szukać mieszkania. Zrobiłam napój otrzeźwiający i udałam się z nim na górę.  Poszłam ubrać się, bo nie pójdę przecież w piżamie z pingwinami. Ubrałam krótkie spodenki i bluzkę z napisem: 'Whatever"'. Włosy spięłam w kucyka. Nie malowałam się, bo i tak w studiu będę malowana i czesana.  Wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Po drodzę kupiłam sobie kanapkę. Dotarłam  na miejsce w ciągu pół godziny. W  środku budynku czekał Stef. Przywitałam się z nim. Kazał iść do garderoby. Tak zrobiłam. W garderobie było jasno i przestronno. Na powitanie wyszła mi kobieta w średnim wieku. 
-Dzień dobry! Siadaj skarbeczku na krześle!-powiedziała wesoło. 
-Dzień dobry, a kim pani jest?
-Ja nie mądra! Manuela Montoya, matka tego debila znaczy Stefano-uśmiechnęła się. 
-Katherina Navarro,miło mi poznać
Pani Montoya zajęła się moją fryzurą i makijażem. Jak na starszą panią miała talent. Przypominała mi moją mamę. Ubrałam sukienkę z wyciętymi plecami. Manuela zaprowadziła mnie na plan. To co tam zobaczyłam dosłownie zwaliło mnie z nóg. A mianowicie Marc Bartra we własnej skromnej, dupkowatej osobie siedział na Ferrari z odpiętą koszulą. 
*Marc* 
Pozowałem do zdjęć, gdy weszla ona. Katherina. Nie wiem co ta dziewczyna ma w sobie, ale  to mnie pociąga. Podeszła do fotografa i zaczęła się o coś wykłócać. Ma charakterek, nie ma co. Patrzyłem jak wściekła wychodzi z planu. Michał pozwolił mi wyjść na przerwę.  Po wyjściu zauważyłem,że Kath stoi przy ścianie z założonymi rękami. 
-Coś księżniczce poszło nie po myśli?- zaśmiałem się. 
-Odwal się! 
-Nie tak ostro, chciałem tylko pogadać! 
-Nie mamy o czym rozmawiać, żegnaj!-powiedziała i zaczęła iść w przeciwnym kierunku. Podbiegłem i złapałem ją za nadgarstek.
-Czekaj! Chciałem przeprosić!
Zatrzymała się. 
-Za co?
-Za stłuczkę. Nie zauważyłem, że tam stoi twoje auto
-Twoje przeprosiny nie naprawią mi auta! 
-Zapłacę za naprawę,obiecuję
-Mam gdzieś twoje pięniądze-rzekła i odeszła. 
Co za tupet! Wściekły wróciłem do pozowania. Ta dziewczyna pożałuje, że nie przyjęła przeprosin. Chciała wojny? Będzie ją miała. 
*Katherina*
Jak ochłonełam wróciłam na plan. Fotograf kazał mi stanąć obok Ferrari i czekać. Nie wiedziałam na co. Po chwili wszedł Bartra. Zdziwiłam się. Miałam z nim pozować? Nie doczekanie Michała. Już miałam się iść kłócić, ale pomyślałam, że można mu wykręcić niezły żart. Postanowiłam wykonać tradycyjny kawał z ukłonem. Podeszłam do Bartry. Ten stał i się dziwnie patrzył. 
-Masz coś na bucie-powiedzialam. 
Jak na idiotę przystało, schylił się. Zaśmiałam się.
-Dzięki za ukłon!
Usłyszałam za sobą wściekłe fuknięcie. Uśmiechnęłam się kpiąco pod nosem.  Fotograf zawołał nas do zmienionej już scenerii. Mieliśmy pozować przy ścianie. Michał kazał mi położyć rękę na torsie Marca. On objął mnie ramieniem i spojrzał mi w oczy. Zatopiłam się w jego spojrzeniu. Uśmiechnął się,a ja to odwzajemniłam. Nie wiem co się ze mną dzieje. Podoba mi się i Jose i Marc. Godzina zdjęć minęła bardzo szybko. Wyszłam ze studia o 15, a o 17 mam randkę. Zapomniałam! Dogonił mnie piłkarz. 
-Podobało Ci się,co?
-W twoich snach!
Odwróciłam się i odeszłam szybkim krokiem w stronę auta. Słyszalam jak krzyknął. 
-Jeszcze będziesz moja!
Co za kawał dupka! Co on sobie myśli! Rozjuszona wpadłam do domu. Po drodzę złapała mnie Isabelle. Spławilam ją. Niestety jest tak uparta, że poszła za mną. 
-Co się stało? No gadaj!-rzekła, gdy wchodziłam do garderoby wybrać jakieś ubranie na randkę. 
-Bartra się stał! Co za dupek!-opowiedziałam jej całe zdarzenie z dzisiejszego dnia. 
-Ma tupet! Ale jest słodki
-Słodki?! Okropny, egoistyczny, idiotyczny i pięknooki dupek!
-Ja też poznałam dziś chłopaka! 
-Gadaj!
-Na plaży, podszedł do mnie i się przedstawił. Piękne oczy i zarąbisty uśmiech. Jutro przychodzi do nas z bratem-opowiedziała.
-Cieszę się, a teraz muszę isć wziąć prysznic, wybaczysz?
-Jasne, idź
Wzięłam kąpiel i ubrałam granatową sukienkę do połowy uda. Do tego zrobilam delikatny makijaż i wyprostowałam włosy. Wyszłam przed dom. Jose już był. Przywitałam się z nim buziakiem w policzek. 
-Pięknie wyglądasz!
-Dziękuje-uśmiechnęłam się do niego.
Pojechaliśmy do restauracji z argentyńskim jedzeniem. Zamówiłam moje ulubione danie. 
-Jak długo już śpiewasz?
-Odkąd miałam 5 lat zaczęło ciągnąć mnie do muzyki, a w wieku 8 lat śpiewałam w chórze...kościelnym-ząśmiałam się.
Rozmawiało się nam bardzo miło. Niestety czas leciał i trzeba było wracać do domu. Argentyńczyk odwiózł mnie do domu. Odprowadził, aż po same drzwi. 
-Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak ty, mogę Cię pocałować?-zapytał z niepewnością w oczach.
Przytaknęłam. Ujął moją brodę palcami i podniósł do góry. Najpierw całował delikatnie, ale jak poczuł, że nie uciekam zaczął mocniej. Przyparł mnie ciałem do futryny. Objęłam go za szyję i przyciągnęłam jak najbliżej się dało. Zlapał mnie pod udami i podniósł do góry. Objełam  nogami jego biodra. Czułam się kochana. Skończyliśmy się całować.
-Zostaniesz moją dziewczyną?
-Tak!
Pocałował mnie jeszcze raz i pożegnał się. Stałam i patrzyłam jak odjeżdza. Może nie wszyscy faceci to dupki?
                               Sesja:


Randka:
Mam nadzieję, że się podoba :) Mam pytanie: Dodawać nadal zdjęcia do rozdziałów czy nie? :) 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)



poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 4

 Pojechałam z Fernando i Isabelle do naszego nowego domu. Zobaczyliśmy wielką willę, nawet większą niż ta w Madrycie. Białe ściany i dodatki z drewna. Ciekawe czy w środku jest też tak pięknie. Weszliśmy do środka. Nasze przeczucia się spełniły. Było cudownie. Wszystko było w kolorach jasnych, a meble ciemne i kremowo-beżowe w kuchni, która była fioletowa. Poszłam na górę do swojego pokoju. Weszłam i zaniemówiłam. Moje ulubione pastelowe kolory na ścianach, a łóżko takie o jakim marzyłam w dzieciństwie, okrągłe i z baldachimem. Rozpakowałam walizkę i udałam się wziąć prysznic. Po kąpieli umówiłam się z Izzy na małą imprezkę w jakimś klubie. Znalazłam jakąś  czarna sukienkę z ćwiekami i ciemne buty. Włosy spięłam w koczka. Makijaż delikatny. Nie chciałam wyglądać jak panna spod latarni. Zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie Isabelle. Była ubrana w top i spódniczkę. Wyszłyśmy z domu, nie informując Fera o naszym wyjściu. Wsiadłyśmy do samochodu. Na szczęście byłam już kilka razy w Barcelonie, więc wiem gdzie są jakieś kluby. Dojechałyśmy do najlepszego miejsca imprez  w mieście. Ochroniarz przepuścił nas bez kolejki. Zajęłyśmy siedzenia przy barze. Zamówiłam wodę z cytryną i lodem. Chciałam się odprężyć po spotkaniu z tym dupkiem. Czułam, że ktoś mnie obserwuje.  
*Marc* 
Ciągle chodziła mi po głowie tamta dziewczyna. Nie wiem dlaczego, ale żałowałem, że tak ją potraktowałem. Powinienem przeprosić, a nie śmiać się jak jakiś burak. 'Nie myśl o niej!'-zganiłem się w myślach. Mam Melisse, a myślę o jakiejś lasce, której nawet nie znam. Wybrałam się do klubu. Usiadłem na swoim miejscu, naprzeciwko baru. Pierwsze co rzuciło mi się na oczy to to, że była tam ona. Dokładnie na wprost. Mogłem patrzeć się na nią do woli. Dopóki nie zauważyła mojego wzroku. Spuściłem głowę w dół. 'Chwila co?! Marc Barta nigdy się nie zawstydza!'-powiedziałem sobie w myślach. Podniosłem wzrok do góry i uśmiechnąłem się kpiąco. Co jak co, ale nogi ma świetne. 
*Katherina*  
Ujrzałam Bartre. Co ten dupek tu robi? Jeszcze się uśmiecha. Znałam go może z 3 godziny, a już mam dość tego debila. Działał ma mnie jak płachta na byka. Odwróciłam się plecami. Zamówiłam coś mocniejszego. Muszę przyznać, że ten barman był całkiem, całkiem. Ciągle się do mnie uśmiechał.  Też się do niego uśmiechnęłam.  
-Cześć, jak masz na imię?-zapytał. 
-Katherina,a ty? 
-Diego Martinez, miło mi 
Pogadałam z nim trochę. Był bardzo miły, tak mi się wydawało. 
-Wiesz, ja podobam się tobie, a ty podobasz mi się, więc może udamy się na górę i tam no wiesz co, hmm?-Poruszył brwiami. 
-Coś Ci się chyba pomieszało, kotek-cofnęłam się w tył i wzięłam zamach. 
 Uderzyłam tego dupka w twarz. Cofnął się w tył, potknął się o jakieś pudełko i poleciał. Na jego nieszczęście wleciał na jakąś babkę i złapał ją za pierś.  Dostał już drugi raz w ciągu dnia. Wstał, obrócił się w moją stronę i znowu walnęłam go w ryj. Dobra, koniec. Obróciłam się w drugą stronę. Poszłam na parkiet. Zaczęłam tańczyć z Izzy, bo w końcu się znalazła. Pogratulowała mi celnego ciosu. Tańczyłyśmy do jakiejś szybkiej piosenki. Wygłupiałyśmy się i w ogóle.  Nadal czułam się obserwowana. To było dziwne. Chyba popadam w paranoje. Podszedł do mnie jakiś chłopak. Wysoki, umięśniony i nie hiszpanin. Popatrzyłam się w jego oczy. Takie szczere, aż do bólu. Tamten dupek też miał takie i co?  
-Cześć, nazywam się  José Di María, mógłbym z tobą zatańczyć?-uśmiechnął się. 
-Jasne- jak na złość zaczęła lecieć jakaś powolna piosenka. 
Chłopak popatrzył na mnie z niepewną miną. Pokiwałam głową. Przybliżył delikatnie moje ciało do swojego. Objęłam go za szyję i wtuliłam się w jego ramię. Czulam się bezpieczna. Nigdy nie czułam się lepiej. Zaczyna mi odbijać. Znam chłopaka 3 minuty, a już zaczął mi się podobać. Powinnam się leczyć. Po skończonym tańcu zaprosił mnie do stolika. Zaczęliśmy rozmawiać. 
-Więc jesteś z Argentyny?-zapytalam.
-Tak, a ty pewnie z Hiszpanii?
-Tak,mam pytanie-uśmiechnęłam się.
-Słucham
-Czy jesteś spokrewniony z Angelem Di Marią? 
-Tak,to mój kuzyn,a co?
-To mój ulubiony piłkarz, więc się pytam
Porozmawialiśmy  jeszcze chwilę i postanowiłam wracać do domu. Na parkingu złapał mnie Jose. Zaprosił na kolację, jutro o 17. Przytulił mnie do siebie i pocałował w oba policzki. Wsiadłam do taksowki i pojechałam. Przed położeniem się do łóżka, poczułam, że coś mam w kieszeni. Karteczkę z wiadomością: 'Gdybyś chciała porozmawiać,dzwoń" Pod nią był numer telefonu. Z uśmiechem na ustach zasnęłam. 
                           Ubranie Kath:

Ubranie Izzy:
Jose Di Maria:

Mam nadzieję, że się podoba :) Papa :*

CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 3

Postanowiłam pójść do galerii handlowej na zakupy. Zabrałam ze sobą Isabelle. Fernando wolał zostać w domu. Zostawiłyśmy go na kanapie w salonie oglądającego jakiś mecz. Wsiadłyśmy do mojego Audi i odjechałyśmy. Po kilkunastu minutach już buszowałyśmy po sklepach. Chcialam sobie kupić jakieś sukienki, spodenki itp. Nagle moja przyjaciółka wyciągnęła z jednego stoiska koszulkę z napisem: "Jestem zajęta,a ty brzydki! Miłego dnia" Bardzo mi się spodobała, więc ją kupiłam. Minęło kilka godzin zanim wyszłyśmy z centrum jak zwykle obładowane masą toreb. Zakupiłam 4 sukienki, 3 pary butów i spodenek i kilka koszulek. Wróciłam do domu wraz z Isabellą. To co tam zobaczyłyśmy zaszokowało nas. Mianowicie mój "kochany" braciszek leżał na kanapie z jąkąś paniusią po najwidoczniej odbytym stosunku.
-Wstawać!-krzyknęłam mu do ucha.
Podskoczył. Jego partnerka spadła z niego i siedziała zaskoczona na podłodze.
-Następnym razem jak Ci się zachce jakiejś durnej lasi do zabawy to idź do nocnego klubu,a nie rób z naszego domu burdelu!
Trzasnęłam Fernando po twarzy i wyrzuciłam tą lafiryndę z mieszkania. Byłam wściekła. Kazałam mu się ubrać i wyjść z pomieszczenia. Usiadłam na kanapę i spojrzałam na nią.
-Będę musiała teraz kupić nową!-powiedziałam.
Przyjaciółka usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem.
-Spokojnie, w Barcelonie nie będziemy się do niego przyznawać. Powiemy, że to gosposia
-Gosposia?!-popatrzyłam jak na kosmitę.
-No wiesz,taka męska. W fartuszku i w ogóle
Zaczęłam się opętańczo śmiać. Kocham mojego debila. Porozmawialyśmy jeszcze chwilę i poszłam na górę pakować swoje ubrania i inne rzeczy. Włączyłam swoją ulubioną piosenkę "Boom Sem Parar" i zaczęłam wkładać ciuchy do walizki. Po 2 godzinach skończyłam. Zostało mi tylko zapakowanie laptopa,słuchawek i tableta do torby podręcznej. Musiałam się porządnie wyspać. Położyłam się do łóżka. Jutro czekał mnie bardzo ciężki dzień.
*Środa, półtorej godziny przed odlotem samolotu*
-Wstawaj!-krzyknęła Isabelle wprost do mojego ucha.
Tak się przestraszyłam, że aż spadłam z łóżeczka.
-Pogrzało Cię do reszty?!-wrzasnęłam.
-Chcesz lecieć do Barcelony czy nie? Mamy półtorej godziny, a ty się jeszcze guzdrasz!
Jak poparzona wyskoczyłam z łóżka. Pobiegłam do łazienki. Prędko wzięłam prysznic i ubrałam się. Fernando zaniósł wszystkie walizki do samochodu. Zdążyłam wziąć tylko jednego tosta. Gdy dojechaliśmy na lotnisko, o dziwo nie było ani jednego dziennikarza. Pobiegliśmy do miejsca odpraw. Pokazaliśmy bilety i mogliśmy iść do samolotu. Usiadłam na wygodnym fotelu.
-Witam moją kochaną Katherine-usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Stafano!-pocałowałam go w oba policzki. Uśmiechnął się swoim najlepszym uśmiechem.
Pogadałam z nim na temat tego co będę robić w Barcelonie. Powiedział mi, że mam jutro koncert, a właściwie to dzisiaj jak dolecimy. Kazał się chwilę przespać. Posłusznie zamknęłam oczy.
*Barcelona*
Obudziłam się dopiero jak mieliśmy lądować. Wyszliśmy i skierowaliśmy się do postoju limuzyn.
Limuzyna zawiozła nas na stadion. Szybkim krokiem poszliśmy do środka. Mnie skierowano do garderoby. Po pół godzinie szykowania mogłam wyjść na boisko. Zagrałam świetny koncert, atmosfera była cudowna. Wyszłam ze stadionu. Zauważyłam,że przywieziono tu moje autko, a może dostałam takie samo. Nagle zauważyłam,że jakieś inne auto wjechało na parking i stukło w Audi.
-Jak jeździsz baranie !-krzyknęłam.
Okienko od strony kieorwcy się uchyliło. Gdy zobaczyłam te oczy zmiękły mi kolana. Jak można mieć taki odcień szarości, ja się pytam?!
-Spokojnie maleńka! Nic się nie stało!-zarechotał i odjechał.
I tak o to piękne oczy okazały się należeć do nadętego bufona. Skądś kojarzyłam tego gostka,ale skąd? Już wiem! Toż to Marc Bartra. Widziałam go za kulisami. Szuja do mnie mrugnęła. Muszę się napić. Koniecznie.


Koncert:


Auto:


Jak wam się podoba? :) Mam nadzieję, że bardzo. Jak tam po sylwestrze? Ostatnio zapomniałam Wam złożyć życzeń, więc. Wszystkiego najlepszego w tym nowym roku i oby był tak samo wspaniały jak tamten :) Pa ;*

CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)
Dziękuje za każdy pojawiający się komentarz! Dają bardzo dużo motywacji do napisania rozdziału dla Was ♥